Poranek przyniósł ze sobą
przepiękną pogodę. Wychylając głowę ze swojego pokoju ze zdziwieniem
stwierdziłam, że Monia gdzieś przepadła. A może to ja tak długo spałam, a ona
już wybrała się na plażę? Termometr wskazywał jakieś dwadzieścia stopni, kto by
nie chciał korzystać z uroków pięknej pogody?
Ubrana jedynie w luźną
koszulkę i bokserki, które służyły mi za pidżamę, udałam się na ganek, gdzie
Nikola kontemplowała właśnie nad sensem życia będąc na kacu. Podsunęłam jej pod
nos butelkę z wodą. Chwyciła ją z wdzięcznością i wysuszyła w kilka sekund.
- Gdzie Monika? –
Zapytałam w końcu, przeczesując włosy palcami. Dookoła panowała względna cisza
i spokój.
Nikola wzruszyła obojętnie
ramionami, jęcząc przy tym, że pewnie zaszyła się gdzieś z tym całym Arturem i
raczej szybko jej nie zobaczymy. Nie, to nie było podobne do mojej Moni. Ona
zawsze była tą rozsądną, która nie pakuje się w wakacyjne romanse. Nawet, jeśli
coś między tą dwójką się wydarzyło, to zdrowy rozsądek musiała zachować. Bez
względu na to, ile wypiła. Obstawiłam więc opcję, że zaszyła się już na plaży.
Chwyciłam paczkę
papierosów, odpaliłam jednego i zaciągnęłam się dymem. Było mi dobrze.
Odpoczywałam od pracy oraz wszystkich obowiązków, których miałam ostatnimi
czasy aż za dużo.
Przymknęłam powieki,
wystawiając twarz do słońca. Zupełnie nie spodziewałam się Andrzeja, który
niemal wydarł mi się po chwili do ucha:
- Cześć Majka!
Przysięgam, że o mały włos
nie dostałam zawału. Rzecz jasna nie omieszkałam zwyzywać siatkarza i
uprzedzić, że jeśli chce zagrać w tym sezonie reprezentacyjnym, to lepiej by
się do mnie nie zbliżał. Wiem jakie kontuzje są groźne i długotrwałe. Nie na
darmo kończyłam tą fizjoterapię.
- Bo zabić to za mało –
westchnęłam, dogaszając papierosa w kubku z wodą. – Andrzeju, możesz uprzykrzać
życie komuś innemu?
- Jesteś moją przyszłą
żoną, więc tylko tobie mogę uprzykrzać życie.
Chciałam warknąć coś na
temat świętego spokoju, ale to i tak by nie przyniosło oczekiwanego rezultatu.
Zmroziłam więc Andrzeja spojrzeniem i wróciłam do wnętrza domku, by założyć coś
bardziej stosownego na plażę niż pidżama.
Poszukiwania Moniki na
własną rękę byłyby raczej bezowocne. Całe szczęście każdy człowiek w obecnych
czasach stara się nosić przy sobie telefon komórkowy. Napisałam więc niezbyt
wścibskiego smsa o treści: Monia, gdzie
Ty do cholery jesteś?! Po chwili otrzymałam odpowiedź. W postaci mmsa. Na
zdjęciu znajdowała się moja przyjaciółka i ten Artur. Wyglądali na szczęśliwych
na tej plaży. Nie powinnam im przeszkadzać, prawda? Hm, ale przeszkadzanie
szczęśliwym parom to tak bardzo w moim stylu! Nie mogłam odpuścić.
Wrzuciłam do torby ręcznik
plażowy, na strój kąpielowy zarzuciłam zwiewną sukienkę. Dzień był wyjątkowo
piękny, więc czemu by się nie poopalać?
- Nie widziałaś Artura? –
Zagadnął mnie Karol, kiedy już byłam przy bramce wyjściowej.
- Jest na plaży z Moniką.
Też się tam wybieram i proszę, nie mów o tym Andrzejowi.
- Ma mi nie mówić o czym?
Ten koleś serio wyrósł
chyba spod ziemi. Jego szelmowski uśmiech sprawiał, że miałam ochotę rzucić
kolejną porcją niecenzuralnych słów. Powstrzymałam się. Uśmiechnęłam jedynie
równie uroczo, wyminęłam go i ruszyłam w drogę na plażę.
Monikę i Artura znalazłam
po niecałych dziesięciu minutach spokojnego spaceru. Jeśli wczoraj wyglądali na
zainteresowanych sobą, to teraz nie miałam już co do tego pewności. W prawdzie
moja przyjaciółka całkiem niedawno zakończyła poważny związek i według mnie nie
powinna pakować się w kolejny, ale życzyłam jej jak najlepiej. Teraz wyglądało
na to, że po prostu znaleźli wspólny język i całkiem dobrze się ze sobą
dogadują.
- Całuje dobrze, ale to
facet nie dla mnie – stwierdziła, obserwując siatkarza kręcącego się po
morskiej płyciźnie. – Nie patrz tak na mnie! Myślę, że po prostu nie jestem
gotowa na nowy związek. Do tego Artur jest trochę za młody.
Uśmiechnęłam się smutno.
Dobrze, że chociaż ona nauczyła się czegoś na moich błędach. Chociaż tego
całego Artura znam potwornie krótko, to nie wydaje mi się, by mógł kiedykolwiek
skrzywdzić swoją dziewczynę. Jest na to zbyt miły.
Gdzieś koło godziny
czternastej dołączył do nas Andrzej z Karolem. Oczywiście! Bo kogo innego
powinnam się spodziewać? To niesamowite, jak szybko można zniechęcić się do jednej
osoby. Andrzejowi zajęło to całe dwie minuty. Może trochę więcej. Mówi się, że
nie powinno nikogo oceniać się po pierwszym wrażeniu, bo bywa ono mylne. No ale
proszę was! Jak można polubić kogoś, kto upiera się, że zostanie moim mężem, a
na podryw wybiera marne, oklepane teksty.
- Karol, możesz zabrać
swego szanownego przyjaciela, bo nie ręczę za siebie – warknęłam po godzinie,
kiedy to Wrona nawet nie próbował udawać, że nie chce mnie denerwować. – Trochę
ponosi go wyobraźnia. Żadnego ślubu nie będzie. Tak samo, jak nie będzie małego
Andrzejka Juniora, który zostanie mistrzem świata w siatkówce. Twój pierworodny
nie otrzyma moich idealnych genów, bo nigdy, ale to NIGDY się z tobą nie
prześpię. Więc za-pom-nij!
- Wiesz, że jesteś piękna
kiedy się złościsz?
Nie wytrzymałam. I co z
tego, że patrzyli na nas jacyś przypadkowi przechodnie? Dla nich pewnie byliśmy
grupką małolatów, która przyjechała na majówkę żeby rozrabiać.
Najpierw próbowałam udusić
siatkarza własnymi rękoma. Później dotarło do mnie, że tym samym zostawiam
policji materiał genetyczny. Chwyciłam więc ręcznik. Niestety Andrzej
wykorzystał tą chwilę, by cisnąć mnie na piasek. Teraz to on panował nad
sytuacją. Patrzył mi prosto w oczy z odległości mniejszej niż pięć centymetrów.
- Ej, zakochańce – Karol
przerwał naszą walkę na spojrzenia. – Kropi już, więc chyba lepiej jeśli
wrócimy do ośrodka.
Próbowałam się jakoś
oswobodzić, ale Wronie jakoś niespecjalnie przeszkadzał deszcz. W myślach
życzyłam mu, by się pochorował na cały sezon i nic nie osiągnął. Wredny gad.
- Złaź ze mnie paskudo!
- Wiesz, że kto się czubi…
- Nie lubię cię!
Wrona jakoś specjalnie się
tym nie przejął. Skoro deszcz rozpadał się już na dobre, siatkarz postanowił
przerzucić mnie sobie przez ramię i zanieść do ośrodka. Nie krzyczałam, nie
wyrywałam się oraz nie opierałam. Chyba przyszedł moment, w którym należało się
poddać. W domku czekała na mnie przecież butelka wódki. Zmieszam ją z sokiem i
wszystko będę widzieć w nieco bardziej różowych barwach.